Pamiętam, że pani Agata Lewandowski – reżyser filmu “Dzieci emigracji” – zapowiadała w Wilnie ten film słowami “zobaczcie, czym różnią się młodzi Polacy w Berlinie od młodych Polaków z kresów. A może niczym się nie różnią?”.
To było bardzo dobre pytanie. I choć wiedziałam, że było również naprowadzające, to gdzieś w głębi nie byłam przygotowana na to, by przyznać pani Agacie rację. Bo co taka ja – odwiedzająca we Lwowie rodzinne groby cztery pokolenia wstecz – mogę mieć wspólnego z dziećmi Polaków, którzy wyemigrowali do Berlina?
A jednak po projekcji musiałam pani reżyser rację przyznać.
Z bohaterami łączy mnie przede wszystkim wierność miastom, w których się wychowaliśmy. Czujemy się – jesteśmy! – jego pełnoprawnymi mieszkańcami, dziećmi Berlina, Lwowa czy Wilna. Tego też nam nikt nie odbierze, z tym się zgodzą i dobrze będą czuli wszyscy, a przede wszystkim my sami.
Moja Mama – urodzona we Lwowie, ale w Związku Radzieckim – stwierdziła, że bohaterowie filmu i ja to dwie różne sytuacje. Łączy nas to, że wszyscy poznawaliśmy polskie tradycje, polski język i kulturę poza granicami kraju, ale my – dzieci kresów – dorastamy na ziemi naszych przodków, podczas gdy dzieci emigracji – na ziemi obcej. Poczułam się zazdrosna o kolegów z Berlina (bo pomyślałam, że mają lepiej, zwłaszcza że mojej rodzicielce bardzo przypadli do gustu), jednak Mama wyprowadziła mnie z błędu. Jej zdaniem dzieci emigrantów miały dużo bardziej utrudniony kontakt z polskością, nie była ona tak wszechobecna i wszechotulająca jak np. we Lwowie. I muszę przyznać, że to, co mówi, ma ogromny sen.
W filmie padają kluczowe słowa o tym, czym jest dla nas zagranica. Bo to ani Polska, ani kraj, w którym się wychowaliśmy czy mieszkamy. Zagranica to cały świat poza. (To dość istotne, szczególnie gdy chodzi o granicę polsko-ukraińską. Dla mnie zawsze była niepotrzebną przeszkodą w poruszaniu się po “swoim”, “oswojonym”. Potęgowali to również patrzący spode łba wopiści, których zawsze niezwykle interesuje cel mojej podróży do Polski. Dlaczego, skoro jadę do siebie?).
Ten film szczególnie polecam wszystkim młodym – choć również starszym – którym przyszło urodzić się i żyć poza Ojczyzną Rodziców. Po to, by poczuć więź z tymi, którzy przeżywają podobne kłopoty i rozdarcia. A zatrzymanym w romantyzmie czy pozytywizmie kresom pozwoli on poznać stanowisko, w którym Polska to nie tylko “szklane domy”, lecz także przestrzeń, o którą można dbać i którą można chcieć zmieniać. Na lepsze, rzecz jasna.
- Kino KULTURA poleca (ja też)! - 1 października, 2016
- O MATKO, GDZIE TO JEST?! - 30 września, 2016
- MIĘDZY ŚWIATAMI - 16 września, 2016